Grąziowa nad Wiarem
piątek, 11 września 2009 17:06- HISTORIA
- CERKIEW I KOŚCIÓŁ
- ETNOGRAFIA
- FAUNA I FLORA
- MAPY
- MATERIAŁY ŹRÓDŁOWE
- DOKUMENTY
- STARE FOTOGRAFIE
- ZDJĘCIA
- HISTORIA PEWNEGO LISTU
- FORUM
- MOGĘ, CHCĘ POMÓC
Pamięci Babci i Dziadka z Grąziowej
Prosimy używać przeglądarki internetowej Mozilla Firefox
niedziela,
13 września 2009
10:21
Historia
Grąziowa
- wieś w województwie podkarpackim, w powiecie bieszczadzkim, w gminie
Ustrzyki Dolne, położona w dolinie rzeki Wiar i potoku Mszaniec na
terenie Pogórza Przemyskiego 49° 37' N 22° 33' E. Osadnictwo nad górnym
Wiarem związane jest ze Stefanem zwanym Węgrzynem, herbu Sas, rycerzem
węgierskim, który otrzymał od Kazimierza Wielkiego w 1359 r. Rybotycze a
w 1367 r. dorzecze górnego Wiaru. Od miejscowości Rybotycze ród ten
przyjął nazwisko Rybotyccy. Grąziowa powstała w wyniku akcji
kolonizacyjnej prowadzonej przez Rybotyckich w swoich dobrach. Osada
lokowana była na prawie wołoskim w XV w, najstarsza wzmianka pochodzi z
1469 r. W 1510 r. wymieniona jest po raz pierwszy istniejąca tu parafia
obrządku wschodniego. Od XV wieku przez XVI i XVII Grąziowa wchodziła w
skład klucza rybotyckiego, który składał się z Rybotycz, Huwnik, Posady
Rybotyckiej, Jamny, Trójcy, Łomny, Krajny i wraz z nim zmieniała
właścicieli. Były to rody Rybotyckich, Kormanickich, Drohojowskich,
Stadnickich, Ossolińskich. W 1624 r. następuje najazd ziemi przemyskiej
przez Tatarów budziackich pod wodzą Kantemira, następnie pustoszą te
tereny w 1648 - 1655 Kozacy Chmielnickiego, 1656 Szwedzi, 1657 r. książę
Siedmiogrodu Jerzy II Rakoczy a w 1672 r. czambuły tatarskie Selim
Gireja.
W
połowie XVII wieku był tu drewniany, silnie obwarowany dwór. Mieszkał w
nim Mikołaj Ossoliński syn starosty żydaczowskiego Hieronima
Ossolińskiego. Wieś w owym czasie podobnie jak i cały klucz należała do
starosty knyszyńskiego Mikołaja Ossolińskiego, rodzonego brata
Hieronima. Starosta Mikołaj pożyczył pieniądze od bratanka i tytułem
zastawu dał mu w użytkowanie Grąziową. Starosta knyszyński, czarny
charakter swojej epoki, postanowił odzyskać Grąziową nie spłacając
należności. Majową nocą 1657 r. wysłał swoich hajduków, którzy podpalili
dwór. W wyniku gwałtownego pożaru, większość służby spłonęła żywcem.
Mikołajowi udało się wydostać z płonącego dworu, jednakże został
złapany, ścięto mu głowę i oskalpowano. Ciało hajducy wrzucili w
płomienie, zaś skalp zawieźli dla swojego pana do Rybotycz.
W
1691 r. prawosławna eparchia przemyska przystępuje do unii brzeskiej,
początek przemyskiej diecezji greckokatolickiej. W latach 30 XVIII wieku
Grąziowa nie należała już do klucza rybotyckiego a jej właścicielem był
Piotr Wisłocki. Ufundował on wraz z mieszkańcami gromady w 1731 r.
drewnianą parafialną cerkiew greckokatolicką pod wezwaniem Narodzenia
Najświętszej Maryi Panny. W połowie XVIII w. współwłaścicielem Grąziowej
zostaje Jan Nowosielecki, miejscowość staje się zaściankiem
szlacheckim. W okresie I Rzeczypospolitej był to teren ziemi
przemyskiej, województwa ruskiego ze stolicą we Lwowie.
W
1772 r. Grąziowa znalazła się pod zaborem austriackim - Galicja cyrkuł
sanocki. W 1785 r. wieś liczyła 450 greko-kat., 90 rzym-kat., 30 mojż.,
a w 1824 r. zaścianek Grąziowa zamieszkuje dwóch szlachciców,
miejscowość liczy 766 mieszkańców. W 1846 r. podczas rabacji w Galicji
zostają napadnięte przez chłopów dwory w Grąziowej, Huwnikach, Jamnie
Dolnej, Jamnie Górnej, Netrebce, Nowosielcach, Ropience, Rybotyczach,
Trójcy, Wojtkowie, Wojtkówce. W Nowosielcach zamordowano dzierżawcę
Juliana Korna. Buntujących się chłopów rozbiło wojsko austriackie pod
Rybotyczami. W 1848 r. nastąpiło zniesienie pańszczyzny i uwłaszczenie
chłopów. W połowie XIX w. właścicielami majątku są Nowosieleccy, a
współwłaścicielami zostają Dydyńscy i Popielowie. Dobra ziemskie zostają
rozdzielone na trzy części, powstają trzy zespoły zabudowań dworskich -
dwór górny, średni i dolny. W sąsiedztwie dworu średniego stała
cerkiew, a obok dworu dolnego rzymskokatolicka kaplica dworska. W
środkowej części wsi, nad kanałem ścinającym zakole Wiaru, istniał
tartak wodny, a w pobliżu stała karczma.
Uczestnikiem
powstania styczniowego w 1863 r. był Antoni Popiel wywodzący się z
rodziny mającej majątek w Grąziowej. Walczył on w oddziale płk. Marcina
Borelowskiego „Lelewela" na Roztoczu, biorąc udział w kilkudziesięciu
bitwach. Po bitwie pod Batorzem 06.09.1863 r. w której oddział
Borelowskiego został rozbity a dowódca zginął, dołączył do oddziału J.
Leniewskiego a potem gen. M. Heydenreicha „Kruka", by w końcu polec w
bitwie z Moskalami. W 1867 r. Grąziowa wchodzi w skład powiatu Bircza a
następnie od 1876 r. powiatu Dobromil. W 1900 r. na podstawie spisu
austriackiego wieś zamieszkuje 938 Rusinów, 152 Polaków, 72 Żydów oraz 1
osoba innej narodowości. Latem 1914 r. wybucha I wojna światowa, odbywa
się mobilizacja do armii austrowęgierskiej. Mieszkańcy Grąziowej
walczyli w obronie Przemyśla przed Moskalami a także na froncie włoskim.
Obrona twierdzy Przemyśl trwała od 17. 09.1914 do 22.03.1915 r. Dowódcą
twierdzy był gen. Herman Kusmanek, kapitulacja nastąpiła na skutek
głodu.
Po
odzyskaniu niepodległości przez Polskę w 1918 r. gromada Grąziowa
należy nadal do powiatu Dobromil woj. lwowskie. Sąd powiatowy znajduje
się w Birczy a okręgowy w Sanoku, poczta w Wojtkowej. 1.08.1934 r.
gromada Grąziowa wchodzi w skład nowo utworzonej gminy Wojtkowa. W 1921
r. było tu 210 domów, 1155 mieszkańców, 890 greko -kat., 190 rzym-kat.,
75 mojż. W okresie międzywojennym na wzgórzu nadal stała parafialna
cerkiew greckokatolicka pw. Narodzenia NMP, wokół znajdował się
cmentarz. Był również drewniany kościół będący filią parafii pw. św.
Jerzego i św. Tekli z Nowosielec Kozickich. Najprawdopodobniej była to
rozbudowana dawna kaplica dworska. Na teranie tej rzymskokatolickiej
parafii mieszkało w 1938r. 1423 rzym-kat., oraz 3925 greko-kat. Obie te
parafie należały do diecezji przemyskich odpowiedniego obrządku. Dzieci
uczyły się w Publicznej Szkole Powszechnej, której w 1938 r.
kierownikiem był Lesław Kuprowski, a opiekunką trzeciej klasy była
Janina Schmidtówna. W tym czasie dwór górny już nie istniał, a
pozostałych dwóch właścicielami byli B. Nowosielski (402 ha) i S.
Dydyński (203 ha). Właścicielką ziemską była również R. Sokołowska (111
ha). Funkcjonował nadal tartak wodny W. Jarmarka a także dwa młyny wodne
B. Nowosielskiego i W. Jarmarka. Rzemieślnikami byli: bednarz M.
Garbowski, cieśla S. Hałuszczak, fryzjerzy L. Mychnier, M. Nosal,
kołodziej P. Markowicz, kowal J. Fecak, murarz J. Fold, szewc S. Lustig,
sklepy z różnymi towarami prowadzili M. Łukasiewicz i J. Rubinfeld,
wyroby tytoniowe sprzedawał Löwenhäck.
Nad
potokiem Mszaniec w Jamnie Górnej przy granicy z Grąziową od końca XIX
w. do lat 30. XX wieku istniała huta szkła M. Segala. Na kolonii
Maziarki z ropy naftowej wypływającej w kilku miejscach na powierzchnię
ziemi produkowano maź do smarowania wozów. Mieszkańcy zajmowali się
głównie uprawą ziemi i hodowlą zwierząt. Źródłem utrzymania był także
las i wyjazdy do pracy za granicę, sezonowo na Węgry i na dłużej do USA i
Argentyny. Jak mawiali starzy Grąziowianie „Ameryka piękny kraj, nie
pracujesz to zdychaaj" . Według spisu z 1938 r. Grąziowa liczyła 1416
mieszkańców, 1130 greko-kat., 210 rzym-kat., 76 mojż.
21
i 25. 08.1939 r. przeprowadzono mobilizację w trybie alarmowym,
kartkowo - imiennym a 31.08.1939 r. nastąpiła mobilizacja powszechna.
Cześć mieszkańców wzięła udział w walkach od 1.09.1939 r. a cześć
powróciła do Grąziowej z powodu braku broni i szybkości przebiegu wojny
Polski z Niemcami i Sowietami. 11 - 12 września 1939 r. na północ od
Grąziowej w okolicy Birczy, Łodzinki miały miejsce walki 24 DP z
Jarosławia, którą dowodził płk. Bolesław Schwarzenberg - Czerny z armii
„Karpaty" z niemiecką 2 Dywizją Górską. Niemcy użyli silnej artylerii i
lotnictwa. Polska dywizja toczyła walki w odwrocie od Tarnowa przez
Pilzno, Strzyżów, Bircza, Zalesie, Prałkowce a następnie przebijała się
do Lwowa. Wchodziła w skład Frontu Południowego dowodzonego przez gen.
Kazimierza Sosnkowskiego, późniejszego Naczelnego Wodza Polskich Sił
Zbrojnych na Zachodzie. Generał 13 - 14 września kierował walkami
przebywając w Krasiczynie i Przemyślu.
„Sowiety
wkroczyły". Po 17.09.1939 r. w wyniku agresji ZSRR na Polskę Grąziowa
znalazła się pod okupacją sowiecką jako część Zachodniej Ukrainy. Na
mocy traktatu o przyjaźni i granicy z 28.09. 1939 r. podpisanego przez
Ribbentropa i Mołotowa, granicę w Galicji między ZSRR a Niemcami
ustalono na Sanie. 22.10.1939 r. odbyły się „wybory" do Zgromadzenia
Ludowego Zachodniej Ukrainy. Na ich podstawie 1.11.1939 przyłączono te
tereny do USRR. 29. 11.1939 r. mieszkańcy otrzymali obywatelstwo
sowieckie na mocy dekretu RN ZSRR. Akcję wydawania pasportu (dowód
osobisty) przeprowadzono od marca do maja 1940 r. Sowieci przeprowadzili
cztery masowe wywózki na Syberię i do Kazachstanu. Pierwsza najbardziej
tragiczna nastąpiła 10 lutego 1940 r., druga od 13.04 do maja 1940 r.,
trzecia 29.06.1940 r., czwarta od 21.05.1941 r. Na Syberii zginęły Tekla
i Aniela Lachowicz. Przeprowadzono też pobór do Armii Czerwonej na
jesieni 1940 r. i wiosną 1941 r. Objęto nim roczniki 1917 - 1919 a także
mężczyzn z roczników 1906 - 1916, którzy nie służyli w WP przed 1939 r.
Łącznie około 200 tys. osób. Los ogromnej większości był tragiczny,
wojnę przeżył zaledwie co dziesiąty.
Po
22 czerwca 1941 pod okupacją niemiecką, jako cześć Generalnego
Gubernatorstwa, Dystrykt Kraków. Ludność pochodzenia żydowskiego
umieszczono w gettach w Birczy i Krościenku. W 1943 r. zostali oni
rozstrzelani na wzgórzu na południe od Starej Birczy przez oddział
specjalny SS złożony z Łotyszów. Po wojnie szczątki przeniesiono na
cmentarz żydowski w Przemyślu. Mieszkańcy Grąziowej byli wywożeni na
przymusowe roboty do Niemiec m.in. do Augsburga w Bawarii. W KL
Auschwitz zginął 22. 03. 1943 r. urodzony w Grąziowej 08.07.1906 r. Jan
Maczyszyn greko-katolik, mieszkaniec Zakopanego. Michał Markowicz był
więziony w KL Auschwitz i KL Sachsenhausen. W 1947 r. trafił on do obozu
w Jaworznie, który w czasie wojny był filią niemieckiego KL Auschwitz.
Latem
1944 r. zajęcie ziemi przemyskiej przez żołnierzy I Frontu
Ukraińskiego, ponowny przymusowy pobór greko-kat. do Armii Czerwonej.
Los żołnierzy był równie tragiczny jak poprzednio, przeznaczeni do
celowego wyniszczenia przez sowieckich dowódców ginęli w południowej
Polsce w walce z Niemcami. Grąziowa należała wówczas do gminy Wojtkowa,
powiat Przemyśl, woj. rzeszowskie. Teren walk NKWD i nowych władz
polskich z podziemiem ukraińskim OUN - UPA, które dążyły do utworzenia
swojego własnego państwa. Stosowano terror po obu stronach.
W
lutym 1945 r. podczas obławy urządzonej przez MO z Wojtkowej zabito w
Grąziowej dwie osoby i spalono dwa budynki. 23 marca 1945 r. podczas
obławy w Grąziowej oddział WP zabił pięciu mężczyzn Ukraińców, spalono
28 domów ukraińskich. W nocy 23 marca w odwecie oddział UPA spalił
siedemnaście domów polskich i zabił siedmiu Polaków. Byli to: Kania
Franciszek, Kania Antoni, Kielar Michał, Kielar Mikołaj, Kijanka Piotr,
Kucharski Stanisław i Stelmach Jan. 28 kwietnia sotnia „Burłaki"
zlikwidowała posterunek MO w Wojtkowej, zabito dwunastu milicjantów i
siedmiu Polaków - mężczyzn.
Od
końca 1944 r. ludność ukraińska była wysiedlana na Ukrainę. Początkowo
dobrowolnie, a ponieważ nie było chętnych do wyjazdu do „sowieckiego
raju" od 3 września 1945 r. przymusowo przez WP. Przeciwko akcji
przesiedleńczej wystąpiła zdecydowanie UPA. Prowadziła ona akcje
propagandowe jak i zbrojne a opuszczone domy po przesiedleńcach paliła,
ażeby nie dopuścić do zamieszkania przez repatriowaną z Kresów ludność
polską. W ten sposób chciano powstrzymać przesiedlenia ludności
ukraińskiej do ZSRR i nie dopuścić do zmian etnicznych. Wysiedlono
wówczas na Ukrainę ok. 500 tys. osób. Z podziemiem ukraińskim walczyły
oddziały NKWD, KBW, 8 DP z Sanoka, 9 DP z Przemyśla, żołnierze WOP
Przemyśl, a także funkcjonariusze WUBP Rzeszów i KW MO Rzeszów.
Grąziowa w strukturach OUN - Zakerzoński Kraj - Okręg nr 1 - Nadrejon
„Chołodnyj Jar" - Rejon „B - II" - Kuszcz I. W strukturach UPA - UPA
Zachód - VI Okręg Wojskowy „San" - 26 Odcinek taktyczny „Łemko". Teren
działania przemyskiego kurenia UPA, którym dowodził „Konyk". Zginął on w
Wigilię 6/7 stycznia 1946 r. w ataku na Birczę. Dowództwo po nim objął
„Bajda". W skład kurenia wchodziły cztery sotnie, dowodzili nimi
„Łastiwka" (Udarnyky 7,94b), „Burłaka" (Udarnyky 4,94 a), „Hromenko"
(Udarnyky 2,95) i „Kryłacz" - początkowo "Jar" (Udarnyky 6,96 a). W
Grąziowej mieściła się szkoła podoficerska UPA odcinka „Łemko", której
komendantem był „Łastiwka". 9 maja 1947 r. 1 pp 1 DP (wzmacniający 8
Dywizję Piechoty) aresztował w Grąziowej kwatermistrza sotni „Łastiwki".
Od kwietnia do września 1947 r. sotnie te zostały rozbite, rozproszone,
wyaresztowane podczas walk na terenie Polski i Czechosłowacji. Cześć
przebiła się do amerykańskiej strefy okupacyjnej i nawiązała współpracę z
wywiadem angielskim i amerykańskim. Emigracja Anglia, Kanada, USA.
W
wyniku akcji „Wisła"wieś Grąziowa licząca ok. 500 lat przestała
istnieć. Pomiędzy 28. 04. - 10. 05. 1947 r. z Grąziowej wysiedlono 634
osoby, zarówno greko-kat. jak i rzym-kat. byli to wszyscy mieszkańcy.
Wysiedleni przez żołnierzy 8 dywizji piechoty trafili do obozu
zbiorczego w Olszanicy, gdzie koczowali pod gołym niebem przez wiele
dni. Stamtąd transportami kolejowymi wywożeni byli na punkt
przeadresowania „Katowice" - w rzeczywistości Oświęcim, gdzie na
bocznicach były przesłuchania, werbowanie agentury, aresztowania a
następnie na punkty rozdzielcze Olsztyn, Szczecinek, Poznań i Wrocław.
Ludność wywożona wagonami towarowymi trafiła m.in. do pow. Giżycko woj.
olsztyńskie oraz pow. Sztum woj. gdańskie. Osoby podejrzane o związki z
UPA trafiły do obozu w Jaworznie, który istniał dla ludności
ukraińskiej od 4 maja 1947 r. do lutego 1949 r. Więziono w nim 3873
osoby, w tym 823 kobiety, 22 duchownych greko-kat., 5 duchownych
prawosławnych. W obozie zmarło 162 więźniów. Osoby, którym postawiono
zarzuty trafiły na Montelupich w Krakowie. Byli oni skazywani na KS
przez WSR Kraków. Straconych pochowano na cmentarzu Rakowickim.
Podczas
akcji „Wisła" od 28 kwietnia do 31 lipca wysiedlono z
południowowschodniej Polski na zachód i północ ok. 145 tys. osób. Było
co najmniej 442 transporty kolejowe. Podróż trwała około tygodnia, np.
transport R - 133, odjazd Olszanica 17. 05.1947, 293 osoby, 20 koni, 91
krów, 76 kóz/owiec, przyjazd Sztum 23. 05. 1947 r.
W
1959 r. osiedlono w Grąziowej politycznych, komunistycznych emigrantów
z Grecji. W 1968 r. przeniesiono cerkiew do skansenu w Sanoku.
Następnie wysiedlono ponownie mieszkańców, tren ten wszedł w 1970 r. w
skład Ośrodka Arłamów. Pozostałości fundamentów domów i budynków zostały
zniwelowane za pomocą spychaczy, kamienie z fundamentów użyło wojsko do
budowy okolicznych leśnych dróg dla myśliwych. W Grąziowej żołnierze
prowadzili pomocnicze gospodarstwo hodowlane. Ośrodek Wypoczynkowy URM o
kryptonimie W - 2 obejmował Arłamów, Borysławkę i Jamnę Górną, Jamnę
Dolną, Kwaszeninę, Krajnę, Łomnę, Trójcę oraz Grąziową. Obszar ten
liczył razem ok. 23 tys. ha ogrodzonych siatką o wysokości 3 metrów i
długości ok. 80 km. Przejścia dla zwierząt były tak skonstruowane, że
mogły one jedynie wchodzić do środka. Było to bowiem rozległe,
atrakcyjne miejsce polowań dla rządzącej komunistycznej elity, m.in.
premiera Piotra Jaroszewicza. Teren stanowił zamkniętą enklawę, „państwo
Arłamów", kontrolowane przez Jednostki Nadwiślańskie MSW. Na drogach
były szlabany z wartownikami. Na północ od Grąziowej w Krajnie
znajdowało się rządowe lotnisko ośrodka Arłamów. W 1982 r. w Arłamowie
internowany był Lech Wałęsa. Ośrodek ten istniał do 1990 roku.
W
latach 1975 - 1998 r. miejscowość administracyjnie należała do woj.
krośnieńskiego, gmina Ustrzyki Dolne. Obecnie w leśniczówce mieszka
wraz z rodziną leśniczy łowczy Józef Czwerynko a sąsiadami jego w
Grąziowej są jeszcze trzy rodziny. W 2006 r. wieś liczyła 22 osoby.
Po
dawnych mieszkańcach, pięciu wiekach historii, latach świetności
Grąziowej nie ma już prawie śladu. Zdaje się, że już nic nie świadczy,
że w tej dolinie tętniło przez stulecia życie, rodzili się ludzie, tu
były ich chrzty, tu bawili się jako dzieci, tu się uczyli, tu się
kochali, tu były ich śluby, tu modlili się w cerkwi i kościele, tu
pracowali, weselili się, smucili a wreszcie umierali i spoczywali na
miejscowym cmentarzu. Ostatnimi niemymi świadkami są opuszczony,
zarośnięty cmentarz, na którym spoczywa wiele pokoleń Grąziowian oraz
zdziczałe owocowe drzewa, które kiedyś posadzili. Tylko ostre górskie
powietrze, wzgórza pokryte lasem i płynący Wiar są te same.
W opracowaniu korzystano z przewodnika Stanisław Kryciński „Pogórze Przemyskie".
Uwagi, sprostowania, uzupełnienia: graziowawiar@wp.pl
niedziela, 13 września 2009 10:55
Mogę, chcę pomóc
Organizujemy stronę internetową poświęconą Grąziowej. Poszukujemy
relacji mieszkańców zawierających opis, lokalizację cerkwi, kościoła,
domów, dworów, młynów itp. Poszukujemy nazwisk księży, nauczycieli,
właścicieli dworów, rzemieślników, mieszkańców (gdzie mieszkali,
nazwiska sąsiadów). Interesują nas losy tych budynków, ich wyposażenia i
mieszkańców podczas II wojny światowej, jak również po wojnie.
Poszukujemy opisów przebiegu akcji „Wisła", (forma, trasa, miejsce
osiedlenia). Poszukujemy starych zdjęć, fotografii z wojska, (z opisem
kogo, co przedstawiają, i z jakiego roku pochodzą), dokumentów,
świadectw szkolnych, kart pocztowych, kopert, listów związanych z
Grąziową i jej mieszkańcami. Szukamy osób mających dostęp do porządnej
biblioteki uniwersyteckiej oraz mieszkających w Przemyślu, Sanoku,
Grąziowej bądź okolicy zainteresowanych bezinteresowną współpracą. Może
znajdzie się Ktoś, kto uporządkowałby cmentarz, ufundował krzyż,
kapliczkę w miejscu gdzie stała cerkiew i kościół.
Materiały można przesyłać na e - mail graziowawiar@wp.pl
środa,
30 września 2009
20:31
FORUM
Serdecznie
witamy wszystkich użytkowników blogu Grąziowa. Składamy podziękowanie
Rodzinie, Krewnym, Znajomym, którzy przez swoje wspomnienia, przekazy,
relacje przyczynili się do jego powstania. Słowa wdzięczności kierujemy
również do Pani i Panów mysza, mytro, darino z Forum Grąziowa - wortal
Werchowyna oraz innych Osób tam się wypowiadających. Dziękujemy naszej
sąsiadce z Jamny Górnej Pani J. Turczyńskiej za inspiracje. Serdecznie
dziękujemy także wszystkim Autorom materiałów o Grąziowej z których
korzystamy.
Zapraszamy
do korzystania z KOMENTARZY i KSIĘGI GOŚCI. Prosimy o kulturalne
wypowiedzi , które nikogo nie będą urażały. Starajmy się rozważyć myśl
Henryka Sienkiewicza z „Ogniem i mieczem'', że „Nienawiść wrosła w serca
i zatruwała krew pobratymczą''. Kierujmy się słowami wszystkim nam
znanymi z „Pater noster'': et dimitte nobis debita nostra sicut et nos
dimittimus debitoribus nostris.
Kilka
słów o nas. Jesteśmy rodzinnie związani z dawną Grąziową, nosimy
charakterystyczne dla tej miejscowości nazwisko i pragniemy pozostać
anonimowi. Może kiedyś spotkamy się w Grąziowej.
Nie jesteśmy profesjonalistami i poświęcamy Grąziowej swój wolny czas. Prosimy o wyrozumiałość za niedoskonałości i opóźnienia.
Pozdrawiamy
graziowawiar
Historia pewnego listu
piątek, 02 października 2009 9:35Historia pewnej rodziny.
Jak ptak do gniazda.
Koła samochodu buksują w
gęstej glinie, leje deszcz. Kilometr, dwa, a może pięć? Nie wiem, ile
dzieli mnie jeszcze od maleńkiej osady leśnej Grąziowa? Przecież nie
poddam się. Tak długo szukałam tego miejsca, prawie nie wierząc, że je
odnajdę. Teraz, kiedy już jestem niemal u celu podróży, jakaś siła chce
mnie zatrzymać. A może to sprawka wiejskiej wiedźmy, o której babka Anna
opowiadała, że bydło na jej widok ze strachu wchodziło na pionową
ścianę, kalecząc kopyta, a syna wyszkoliła na złodzieja tak dobrze, że
podczas rozprawy sędziemu ukradł zegarek, z więzienia kominem uciekł, a
potem ze złości domy podpalał. Na grząskiej drodze nie widać nikogo,
tylko strugi deszczu wypełniają kałuże. Spoglądam na starą fotografię
prababki Tekli, którą wzięłam ze sobą. Musiała iść tędy wiele razy - na
odpust do Kalwarii Pacławskiej, po zioła, którymi leczyła, a nawet do
dalekiego Przemyśla, właśnie tym leśnym skrótem. Skoro udało się
prababce trafić, gdzie należało i zawsze zdążyć na czas do rodzącej
położnicy, to i mnie się uda.
- Pomożesz mi? - pytam, patrząc na pożółkłe zdjęcie.
Nagle deszcz przestaje
padać, nad lasem unoszą się obłoki mgły, ponawiam próbę i samochód
wytacza się z błotnej pułapki. Prababka Tekla, zielarka i wiejska
akuszerka spogląda na mnie ze starej fotografii. Jest poważna. Czarne,
długie warkocze schowała pod chustką, której jak mówiła, nigdy nie
zamieni na kapelusz. Obok niej stoi mała dziewczynka, najmłodsza córka
Anielka. Tak samo jak matka skupiona, poważna, wpatrzona w obiektyw. Nie
wiadomo czy do prababki Tekli trafił kiedyś podobny list, jak ten,
który z sobą wiozę, z dalekiej Argentyny - od jej syna Mikołaja, wujka
mojej matki. Dojeżdżam do tablicy z napisem Grąziowa. Z dawnej, wielkiej
osady i kilkuset gospodarstw, zostały zaledwie cztery. Tylko stare,
opuszczone sady, pełne karłowatych drzew są śladem dawnych domostw. W
którą stronę się skierować? Najlepiej na początek wsi? Tylko gdzie ten
początek? Wypatruję studni, do której z żalu wskoczyć chciała piękna
ukraińska żona wuja, Justyna. - Nie maju z kim żyty, ide utopiś,
śpiewała, wypłakując swój żal. Czy to z jej powodu wybrał Mikołaj podróż
do dalekiej Argentyny? I dlaczego nie kochał tej pięknej kobiety? Nikt
już nie pomoże mi niestety w rozwikłaniu rodzinnej zagadki. A jeśli
powodem nie była miłość do innej, tylko jego ojczym, bo miał twardą rękę
dla przysposobionego chłopca. A może zwykła podkarpacka bieda, która
wygnała stąd za chlebem wielu ludzi? Pierwsza wyjechała na pewno w 1920
roku moja babka Anna Kowal, z mężem Szymonem i rocznym synkiem
Włodzimierzem, do Francji. Po kilku latach zdecydował się opuścić
Grąziową jej brat, Mikołaj Lachowicz, syn Marcina i Tekli, z domu
Kwolik. Dlaczego wybrał kraj tak daleki, jak wyglądała długa podróż
przez morze? - nie ma na ten temat żadnych wiadomości. List, jedyny
dowód, że Mikołaj dotarł do swojej ziemi obiecanej, przyszedł do Francji
w 1932 roku. Napisany został 12 października, na maszynie do pisania,
fioletowym tuszem. I tylko dlatego dziś jeszcze bez trudu, po tylu
latach można odczytać jego treść.
Droga Siostro
List od ciebie otrzymałem
za który serdecznie ci dziękuję i równocześnie witam cię tymi samymi
słowami, co ty mnie, a to jest na wieki i wieków. Cieszę się bardzo, że o
mnie nie zapominasz, jak też i twoje dzieci, które miałbym życzenie
kiedyś zobaczyć. Również cieszę się z tego, że Pan Bóg najwyższy darzy
was zdrowiem. Ja Bogu dzięki też zdrów jestem a powodzenie moje to już
było rozmaite. Miałem już wprawdzie zarobionych 1800 pesos ale chciałem
się czegoś dorobić i wziąłem ziemię w dzierżawę, nawet kupiłem traktor,
t. j. pług motorowy i zacząłem gospodarzyć. Jednak inaczej się stało, po
zasianiu przyszła szarańcza i zżarła wszystko. Posiałem kukurydzy 60
hektary i lnu 65 hektary lecz plagi zniszczyły. Pracowałem dzień i noc,
jak sama mnie znasz z domu, miałem kilkanaście koni i te wyzdychały
prawie z głodu. Przykro mi było bardzo, bo miałem u siebie najętych 2
robotników i nie miałem czym zapłacić. Teraz znajduję się w krytycznym
położeniu i co dalej będzie, to Pan Bóg wie. U was w tej Francyji to o
wiele lepiej, bo każdy młody to może choć na piechotę zajść do swojego
kraju, a my musimy czekać aż chyba morze wyschnie. Co do stosunków w
Argentynie, to są opłakane. Ludzie tysiącami pod gołym niebem leżą jak
na wojnie, tylko na wojnie to chociaż jeść dawali. To są młodzi ludzie i
zdrowi, same ręce do pracy, ale jej tu nie ma.
Teraz bym chciał wiedzieć
Władziu czy ty chodzisz do szkoły i w której jesteś klasie? Radzę ci,
żebyś nie tracił czasu i uczył się bo to na starość jest potrzebne, bo
inaczej wygląda człowiek na świecie gdy coś umie. Na razie więcej nie
mam co do pisania tylko was pozdrawiam do miłego zobaczenia się z wami.
Przesyłam wam swoją fotografię, abyście nie zapomnieli o mnie i widzieli
jak wyglądam teraz.
Wasz brat i wujek
Lachowicz Mikołaj
Był to jedyny list od
brata, który dotarł do mojej babki Anny i jedyna fotografia, wykonana w
zakładzie fotograficznym w Santa Fe. Przystojny mężczyzna w czarnym
garniturze siedzi na krześle, skupiony i poważny jak jego matka, a moja
prababka Tekla. Jak ona, patrzy prosto w obiektyw, brodę podpiera
dłonią. Widocznie w takiej dostojnej pozie usadził go miejscowy
fotograf. Nie jedną godzinę spędziła moja babka, wpatrując się w zdjęcie
brata. Wiele razy czytała list i płakała nad losem wygnańca, który
zamiast do wymarzonego raju, trafił do piekła. Wtedy jeszcze nie
wiedziała, że i jej życie będzie pełne trudu i nieszczęść, a los nie
oszczędzi najgorszych doświadczeń. List do 1940 roku leżał w torbie z
dokumentami, świadectwami szkolnymi dzieci, metrykami i zdjęciami
najbliższych. Po zajęciu Francji przez pierwsze oddziały niemieckie
babka Anna, dziadek Szymon z moją matką Heleną i najmłodszym synem
Jankiem, wsiedli do bydlęcego wagonu. W ciągu godziny musieli spakować
swój dobytek. Moja babka zamiast ciepłej pierzyny czy palta, wzięła
torbę z dokumentami. Poganiani kolbami niemieckich żołnierzy, zaczęli
wchodzić do wagonu i nagle cenna torba upadła. Rodzinne zdjęcia
rozsypały się na peronie, deptane przez innych wsiadających. Nie było
czasu ich zbierać. Gonione wiatrem spadły na tory. Zostały tylko te dwa,
prababki Tekli z małą Anielką i list z fotografią - brata Mikołaja.
Teraz z Argentyny trafił razem z adresatką do baraku w niemieckim
majątku Schwarzow, na długich pięć lat. Torba leżała pod siennikiem.
Tylko czasami w niedzielę, zaglądała do niej babka Anna, szukając
książeczki do nabożeństwa. Przy okazji sprawdzała czy list i fotografie
są na swoim miejscu. Podobnie jak brat w dalekiej Argentynie i ona
poznała smak niewolniczej pracy. Młóciła zboże w 30 stopniowym mrozie,
dźwigała ciężkie kosze z ziemniakami, obrabiała buraczane pola. Dziadek
pracował przy koniach, jej córka, a moja matka, razem ze swoją matką
Anną w polu. Kiedy zbliżał się front, musieli uciekać. Babka do torby z
listem włożyła arbeitzkarty, na dowód że wracają z niewoli. Z
niemieckiego majątku pod Szczecinem, trafili do Bydgoszczy, potem do
Józefowa, wreszcie do Stargardu Szczecińskiego. I tutaj mogłaby się
zakończyć historia listu, ale inna pisana mu była droga, inne miejsce i
adres wyznaczył los. Widać miał kiedyś powrócić jak ptak do swojego
gniazda, do dalekiej Grąziowej, na Bukowinie, tuż przy granicy z
Ukrainą. Babka poszła na targ z torbą, z którą nigdy się nie rozstawała.
Postawiła ją na chwilę przy straganie z warzywami i... zapomniała.
Kiedy wróciła szukać zguby, już jej nie było. Płakała całą noc,
odmawiając sto koronek do Świętego Antoniego. Rano ktoś przyniósł torbę z
listem i innymi dokumentami. Leżała w ruinach. Widocznie złodziej nie
znalazł w niej nic cennego, skoro porzucił łup. Po śmierci babki Anny
strażniczką listu została moja matka Helena. Do listu wuja dołączyła
następny - jedyny list, od brata Janka, który przeżył wojnę, walcząc w
bitwie o Anglię. Dlaczego tylko raz napisał do siostry i matki? Jak
potoczyły się jego losy, na zawsze już chyba pozostanie zagadką. Wuj
Mikołaj Lachowicz nigdy więcej nie napisał żadnego listu. Nie wiadomo
czy dorobił się majątku, czy żył w nędzy? Najstarszy syn mojej babki
Anny zginął, walcząc o Polskę w Hiszpanii. Prababkę Teklę i małą Anielkę
wywieziono na Syberię. Zamarzły w Tajdze. Nigdy nie powróciły do
Grąziowej.
Trafiłam do niej tylko
ja, prawnuczka Tekli, wnuczka Anny, z listem, wysłanym w 1932 i
zdjęciami z rodzinnego albumu. Tylko gdzie szukać śladów przeszłości?
Prababka Tekla patrzy na mnie z fotografii, a ja znowu wypatruję pomocy u
tej twardej chłopki, która wzgardziła łatwym miejskim życiem kobiet w
kapeluszach. Za to pomagała rodzącym. Umiała ulżyć w największych
porodowych bólach i przekręcić źle ułożone w brzuchu dziecko lepiej niż
niejeden lekarz. I jak mówili we wsi, miała boży dar, bo każde rodziło
się zdrowe.
- Idź, zapytaj, dowiedz
się, zdaje mi się, że słyszę jej słowa, które brzmią jak rozkaz. Pukam
do drzwi. W nowych domach mieszkają już nowi ludzie, ale nagle
przypominają sobie, że ostatnią z rodzin z dawnej Grąziowej przesiedlono
do pobliskiej Wojtkowej. Jadę tam, by pokazać list, zdjęcia prababki
Tekli z domu Kwolik i wujka Mikołaja. Opowiadam historię ich życia.
Słuchają uważnie. I nagle starsza pani mówi - ja też jestem Kwolik.
Tylko z których Kwolików byli Tekla i Mikołaj? Czy tych spod młyna, czy
tych obok kościoła? A może chodzi o mojego wuja Kwolika, który był
wiejskim pisarzem i wójtem. Im więcej pytań, tym trudniej. I wtedy
przypominam sobie słowa mojej babki Anny - powinowatym naszym był wójt i
pisarz. A więc jednak! Starsza pani i ja jesteśmy rodziną, daleką co
prawda, ale rodziną! Wracam raz jeszcze do Grąziowej, by spojrzeć na
wiejską drogę, stary cmentarz zarośnięty wysoką trawą, opuszczone sady.
Historia bohaterów listu i zdjęć, które przewędrowały pół świata, tu się
zaczyna i kończy. Nad lasem gęstnieje zmrok, trzeba wracać. Nie
przeszkodził mi zły duch czarownicy, przed którą zamykano drzwi domów i
chowano inwentarz. Spełniłam obietnicę daną kiedyś babce Annie, że
odnajdę to miejsce niezwykłe, gdzie rydze można było kosą kosić, maliny
garściami rwać i smarować czarny chleb wrzosowym miodem. Oryginał listu
ciągle leży w jej książeczce do nabożeństwa. Kopię zostawiam w kościele w
Wojtkowej. Wkładam ją za święty obraz. Ten tajemny schowek wymyśliłam
sama. Chciałam, żeby tu pozostał. Taka też była kiedyś wola mojej babki
Anny. Wierzę, że i Mikołaj jest zadowolony, bo chociaż morze nie
wyschło, to jednak wrócił!
Ewa Grętkiewicz-
dodano:
25 marca 2016
1:31
w notatce niżej powinno być Tadeusz Burda zamiast- Władysław. Chcę też skorygować błąd w nazwisku Hałuszczak- jest poprawnie. Czasem jak w tekście "Historia" Grąziowej występuje -Hołudzczak- co jest błędem
drechsler@wp.plautor drechsler -
dodano:
24 marca 2016
12:36
Michał Hałuszczak z Grąziowej-Górnej to był mój dziadek jego żona Anna pochodziła z sąsiedniej wsi Wojtkowa zostali przesiedleni na Mazury "Akcja Wisła" Tutaj zmarli są pochowani w Węgorzewie. Siostra dziadka Maria wyszła za mąż za Sokalskiego z Grąziowej - po wojnie mieszkali w Rosji-obecnie Ukraina obwód Tarnopolski Sambor . Druga siostra dziadka Anna Burda -po mężu. Ich syn Władyslaw Burda- mieszkała we wsi Wojtkówka koło Ropieńki. Pozdrawiam . Jeśli ktoś posiada jakieś informacje o tych osobach proszę o kontakt- mój meil: drechsler@wp.plautor drechsler
-
dodano:
03 maja 2015
8:54
Dzięki za wpis...
Może jednak jakieś stare zdjęcia lub dokumenty... : )
Ukłonyautor graziowawiar -
dodano:
01 maja 2015
19:17
Moja rodzina pochodzi z Grąziowej - nazwisko Józef MICHNICZ .Ożeniony w czasie wojny z wojtkowianką MARIĄ Burda .Tam w Grąziowej urodziły się dzieci : Wiktor (1943)i Anna (1946) MICHNICZ .W ramach akcji "Wisła" zostali wysiedleni do Giżycka .
Pozdrawiam serdecznie .autor bo-na -
dodano:
28 października 2012
11:25
Można sprawdzić, a może lepiej niech to pozostanie tajemnicą cerkwi - kościoła w Wojtkowej...autor graziowawiar
-
dodano:
27 października 2012
19:46
hmmm ciekawe czy jeszcze się tam znajduje, no i za którym obrazem...:)autor mona
Witam bardzo serdecznie. Ze względu na to że moja babcia pochodziła z miejscowości Grąziowa i została wywieziona w '47r. Poszukuje dokumentów, zdjęć bądź kontaktu do osób które są w temacie. Nazwisko Tymińska Stefania ( ojciec Adolf, matka Katarzyna),Adolf pracował w Ameryce, wrócił do Polski przed sama wojna gdzie miał warsztat-był szewcem, numer domu 180 bądź 199.
OdpowiedzUsuńDzień dobry Panie Kacprze. Moja prababka także pochodziła z Grąziowej- Zofia Tymińska, ur. 1901 rok, mąż Mikołaj Garbowski. Po wojnie wysiedlono ich w szczecińskie. Próbuję zebrać trochę informacji ale niestety nie mam już od kogo. Zastanawiam się czy to zbieżność nazwisk na małej wsi czy jednak pokrewieństwo...
UsuńSuper artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńMoi dziadkowie Anna i Mikołaj Dmytryk także pochodzili z Grąziowej. Mój ojciec i jego bracia oraz siostra również tam się urodzili. Zostali wywiezieni w 1947 roku na Mazury. Wczoraj zawitałam w końcu do Grąziowej
OdpowiedzUsuńMoże jakaś relacja na gorąco z wizyty, parę zdjęć... A najlepiej oczywiście wspomnienia o Gąziowej i stare fotografie, dokumenty...
OdpowiedzUsuńUkłony
Pierwsze co mi się nasuwa, po przeczytaniu wpisów, to gratulacje dla autorów - świetnie się z wami odkrywa historię tego miejsca. Druga sprawa, to żal do samego siebie za własną opieszałość. Mam 40 lat i dopiero rozpocząłem wędrówkę po geneaologii rodziny od strony mamy. Zawsze słyszałem, że mój dziadek (tata mojej mamy) Stefan Kotlarczyk pochodzi z przemyskiego i tyle mi wystarczało. Tchnęło mnie w momencie, w którym uświadomiłem sobie iż moja babcia (mama mojej mamy) ma 94 lata i może być ostatnim żywym przekazem historii w mojej rodzinie z tamtego pokolenia. Przejdę może do konkretów i tego co ustaliłem. Moja babcia Józefa Kotlarczyk pochodzi z Derżowa, to już inna historia. Mój dziadek Stefan Kotlarczyk (1929 - 1971) pochodzi właśnie z Grąziowej, tak jak jego rodzeństwo Maria, Józef, Michał, Mikołaj, Jan (Edward). Jego rodzice to Paweł Kotlarczyk i Zofia Kotlarczyk (z d. Bobkiewicz) podejrzewam, że także z Grąziowej. Nie trafiłem jednak na konkretnie na nazwisko Kotlarczyk i Bobkiewicz w kontekście wsi Grąziowa, dodatkowo jeszcze nazwisko Sokalski - mąż Marii. Z tego co się orientuję, to Jan i Stefan byli szewcami. Czy ktoś jeszcze z rodziny to nie wiem. Bodajże w 1947 roku, nie wcześniej, w ramach akcji "Wisła" trafili do obecnego województwa zachodniopomorskiego. Na tym "nowym miejscu" Stefan poznał Józefę i założyli rodzinę.
OdpowiedzUsuńTak, sam też szukam informacji o swojej rodzinie, gdyż chcialbym dokładniej poznać jej dzieje.
Moje życie tak się ułożyło, że ja z Małopolski ożeniłem się z mieszkanka Podkarpacia. Właśnie jestesmy na weekendzie u teściów i jutro z rana wybieram się do Grąziowej. Nie chcę odkładać na inny czas tej wyprawy i choć zdaję sobie sprawę, że nowych informacji nie zdobędę, to chce tam być.
Pozdrawiam.
Może jakaś relacja na gorąco z wizyty, parę zdjęć (najlepiej jakieś militarne...). A najbardziej oczywiście wspomnienia Babci o Grąziowej i stare fotografie, dokumenty...
OdpowiedzUsuńJak coś dostaniemy na graziowawiar@wp.pl to trochę podpowiemy... Daleko ma Pan do Krakowa?
Ukłony
Dzień dobry, szukam trochę po omacku ale moja rodzina pochodzi z niedalekich okolic. Mój pradziadek Baltazar Kwolik (syn Mikołaja) urodził się w Sąsiadowicach w 1902 roku. Wiem, że późnej wyemigrował do Francji gdzie urodziła się moja babcia. Jeśli ktoś z Państwa ma jakieś informacje albo chociaż ich szczątki to proszę o kontakt tutaj albo na mail dariaboronska@gmail.com
OdpowiedzUsuńDzień dobry. Moi pradziadkowie pochodzą z Grąziowej - Anna Sokalska, ur. 1899 (z domu też Sokalska) oraz Dymitr Sokalski, ur. 1887. Posiadam ich kenkarty. Wysiedleni prawdopodobnie w akcji Wisła, trafili pod Malbork (wieś Bągart, ale nie wiem czy od razu tam trafili, czy gdzieś w międzyczasie mieszkali - oboje pochowani są na cmentarzu w Bągarcie, to było ich ostatnie miejsce zamieszkania). W dostępnych online ksiegach parafialnych niestety nie są dostępne księgi z okresu ich narodzin i ślubu (obstawiam lata 1920-1925) Jeśli ktoś dysponuje jakąkolwiek wiedzą o nich, o ewentualnych aktach (nie wiem czy jakiekolwiek się zachowaly) będę wdzięczna za kontakt: sokalska.paulina@gmail.com
OdpowiedzUsuń